Dziewczynki planują poszukiwania wujka.
-Ja tylko musze iść po pucak (plecak). Jak chcesz to choć ze mną – powiedziała Dysia do Basi.
-Dobrze idę z tobą – odpowiedziała Basia.
I obydwie poszły do zagrody Dzikich Wieśniów. Gdy dotarły na miejsce Basia czekała na Dysię przed jej chatką. Nagle…
-Co ty tu robisz!? – wykrzyknął jeden z mieszkańców zagrody.
Basia z Dysią były bardzo bliskimi sobie koleżankami. Niestety nie znały wszystkich z rodzin.
-Dziołcha jedna przyszła mi kury kraść! Jak tak można! Będziesz pasać indyki! Armatę trzeba wystrzelić! – wykrzyknął, a raczej wykrzyknęła bo to była kobieta.
Po tym wszystkim Basia znieruchomiała. Nie zdążyła się obejrzeć, gdy ta pani do niej zaczęła biec z wałkiem w ręku i po drodze wykrzykiwać jeszcze jakieś przezwiska, lecz Basia nie mogła ich zrozumieć. Może przez chwile myślała, że ona żartuje, ale jednak nie wyglądało to na żart. Basia ruszyła w noga, a ta babcia z wałkiem za nią dopóki Basia nie uciekła za zagrodę. Zatrzymała się, już było po wszystkim. Biedna, zdyszana Bacha, nic w tym nie rozumiała, co ona jej zrobiła?
-Teraz się nie dziwię, że ta zagroda nosi tytuł „dzikich” wieśniów – mówiła sama do siebie.
Minęło piętnaście minut, a Dysi nie było.
-Może ta pani ją palnęła wółkiem? – pytała sama siebie.
Minęło trzydzieści minut i cisza… W końcu Baśka wzięła się w garść i ruszyła w drogę.
Na miejscu…
Basia błądziła w polach, krzyczała, wołała wujaszka, a jego nie było. Gdy nagle zobaczyła pod wielkim dębem taką jakby chatę, która bardzo przykuła jej wzrok. Podeszła do niej; nie mogła wierzyć oczom. Zobaczyła tam Stacha! Tak, to był wuj Stacho!
-Wujku! Wujku! To ty? – krzyczała.
Podbiegła przez samą dziurę*. (to była chatka z roślin, bez drzwi).
-Oh, Basia? – spytał Stach.
-Tak wujku, to ja !
-Nie, nie chodziło mi o to tylko po prostu się zdziwiłem, że ty żyjesz?!
-Ależ oczywiście jestem cała i zdrowa! To ja Barbara!
-Czemu mi nie pomogłeś? – pytała z pretensją dziołcha.
-Bylem tak przerażony, ze musiałem uciec – odpowiedział wuj.
-Mogło mi się coś złego stać! – wykrzyknęła dziewczynka.
-Oh, Bacho kaczka nie jest aż taka groźna. Przynajmniej dobrze, że mi się nic nie stało – odetchnął z ulga wujaszek.
Był wieczór. Basia opowiedziała wujowi co ją spotkało w zagrodzie Wieśniów. Przyszli do domu i zjedli kaczorka. Nagle ku zdziwieniu Basi przyszła jej przyjaciółka.
-O! Dysia gdzież ty była?!
-Przepraszam cię Baśko po prostu musiałam się spakować i jeszcze ta moja babcia… Przerwała jej Baśka.
-Twoja babcia? Czy to ona mnie prawie zabiła? -Tak, to jest moja prababcia. Żyła jeszcze w czasie Wojny Światowej. Nie może zrozumieć, że te czasy się już skończyły, i że nie ma Niemców ani złodziei, którzy napadają na gospodarstwa innych.
-Rozumiem już to wszystko. Będę uważała. Choć, napijesz się czegoś ? – zapytała dziewczynka.
-Tak, chętnie Basiu! I wszyscy spędzili mile czas do wieczora. Jednak nie zapowiadał się dobrze dzień następny, ponieważ prababcia bardzo przeżyła ten „napad” i ostrożnie czyhała na to co się dzieje u sąsiadów… .